O fundamentalnych wartościach i... o piwie
bo Oktoberfest blisko
Do istoty zawodu nauczycieli, profesorów, kierowników kursów, przedszkolanek, księży i wszelkiej maści instruktorów, należy nauczanie innych. Że również oni mogą się czegoś nauczyć od tych, których uczą i kształcą, o tym świadczy następująca, niewydumana, historyjka.
W pewnym klasztorze odbywają się rekolekcje dla młodszej generacji. Prowadzący owe duchowe ćwiczenia zakonnik, bogaty w doświadczenia na tym polu i niepoprzestający na suchym słowie, lecz posługujący się też akcją, symbolami i obrazami, postanowił rozpocząć tym razem dyskusją na temat podstawowych wartości w życiu człowieka. By szare komórki uczestników pobudzić do aktywności i do współpracy wprząc także ich wyobraźnię, po krótkim pozdrowieniu postawił na stole masywne szklane naczynie, a obok skrzynkę z dużymi jak pięść kamieniami. W milczeniu i w ciszy powoli wypełniał nimi owe naczynie. Następnie zapytał: „Czy naczynie jest pełne?”. Słuchacze zgodnie przytaknęli. Teraz rekolekcjonista pokazał mniejszy już karton ze świeżymi, lśniącymi kasztanami, i również wsypał je do naczynia, silnie nim potrząsając. Te porozdzielały się na wszystkie strony i wypełniły wolne jeszcze dotąd miejsca w naczyniu. I znowu pada pytanie: „Czy nasze naczynie jest pełne?” Odpowiedź jest znów potwierdzająca.
Z kolei zakonnik bierze do rąk worek z piaskiem i sypie nim obficie na kamienie i kasztany. Jego twarz promienieje z samozadowolenia, bo tak bawi go zdumienie rekolektantów. „Popatrzcie – zwraca się do młodych słuchaczy – dokładnie tak dzieje się w Waszym życiu. Kamienie symbolizują rzeczy i sprawy, które mają dla Was szczególne znaczenie. Jakież to są te ważne sprawy?” Tu padają różne odpowiedzi: rodzina, przyjaciel, przyjaciółka, praca zawodowa, mieszkanie, zdrowie. Inni wymieniają jeszcze Jezusa, Boga, wiarę, wspólnotę wierzących, Kościół, – w końcu uczestniczą w religijnych dniach skupienia.
Nabrałem zobowiązań bez miary, bez granic.
Mam podołać wszystkiemu – nie mam czasu na nic.
A oto kwintesencja mego ambarasu:
Chciałem sobie poistnieć – ale… nie mam czasu.
Tadeusz Kotarbiński
„To znaczy – mówi Ojciec – gdyby Wam się przydarzyło, że utraciliście wszystkie inne rzeczy, poza tymi najbardziej dla Was istotnymi, to życie i tak miałoby przecież sens, nieprawda?... Natomiast gdy idzie o kasztany, to musicie tu sobie wyobrazić rzeczy, które wprawdzie mają dla Was jakieś znaczenie, ale nie są całkowicie niezbędne. Na przykład…”. – I tu padają przeróżne odpowiedzi uczestników, począwszy od rozmaitych hobby przez własny dom, ogród, po urlop, majsterkowanie, haftowanie, piłkę nożną, żeglowanie, nurkowanie, fitness itd.
„Piasek – kontynuuje ojciec rekolekcjonista – to różne drobiazgi, które uprzyjemniają nam życie, ale z których w razie konieczności możemy zrezygnować”. Tutaj, przy ich wyliczaniu, wypowiedzi są tak liczne i różnorodne jak ilość obecnych na sali osób: drogie ciuchy, kino, teatr, opera, basen w ogrodzie, grillowanie, pójście do restauracji, do kawiarni…
Rekolekcjonista nadmienia jeszcze, że preferencje mogą w życiu ulegać zmianie, to jest normalne, ale najważniejsze dla niego w tym momencie jest to, by wszyscy uświadomili sobie, jakie wartości powinny w ich życiu zajmować pierwsze miejsce. I żeby, broń Boże, nie tracić energii na sprawy, które w gruncie rzeczy nie są tak ważne, jak się wydaje. „Nie sypcie w naczynia Waszego życia najpierw piasku – mówi – bo wtedy nie będzie w nim miejsca dla kamieni i kasztanów”.
W tym momencie jeden z uczestników wstaje z miejsca i kroczy ku drzwiom z cichą uwagą: „Po prostu muszę…” Na korytarzu domu rekolekcyjnego kupuje w automacie z napojami puszkę z piwem, wraca do sali, otwiera ją, i na oczach wszystkich jej zawartość wlewa do rzekomo już pełnego eksperymentalnego naczynia. Rekolekcjonista nieco skonfundowany pyta: „Drogi Przyjacielu, co to wszystko ma znaczyć?”.
„Ach – odpowiada z uśmiechem ów młody człowiek – to miło, że Ojciec mnie o to pyta. Chciałem Ojcu i wszystkim tu obecnym pokazać, że nawet wtedy, gdy naczynie wydaje się być całkiem pełne, jest w nim zawsze jeszcze nieco wolnego miejsca, na przykład choćby na małe piwo. Również przy dobrym piwku można – i to nawet w sposób bardziej swobodny – podyskutować o wielkich problemach ludzkiej egzystencji, nieprawda?...”
ks. dr hab. Jerzy Grześkowiak