"NA NASZ FESTIWAL przychodzą ludzie również PROSTO Z PLAŻY”
Tomasz Konieczny (po lewej) i Lech Napierała. Foto: Kinga Karpati & Daniel Zarewicz.
Rozmowa ze światowej sławy bas-barytonem Tomaszem Koniecznym, od 2023 roku dyrektorem artystycznym Baltic Opera Festival w Gdańsku i Sopocie, którego trzecia odsłona przypadnie na okres od 10 do 17 lipca 2025 roku. Przypomnijmy, że impreza ta jest reaktywacją festiwalu operowego, który odbywał się w sopockiej Operze Leśnej w latach 1909–1944.
Jak można podsumować dwie pierwsze odsłony Baltic Opera Festival?
Baltic Opera Festival to moje „dziecko”, które narodziło się w trudnym okresie pandemii, kiedy wiele koleżanek i wielu kolegów freelancerów z dnia na dzień straciło źródło utrzymania. Przypomniałem sobie wtedy o wspaniałym obiekcie open air – Operze Leśnej w Sopocie – w której sankcje spowodowane pandemią byłyby łagodniejsze niż w zamkniętych pomieszczeniach. Już przy pierwszej odsłonie okazało się, że takie wydarzenie artystyczne jest potrzebne i ludzie z ogromnym zainteresowaniem chcą w nim uczestniczyć. W 2023 roku zgromadziliśmy w Operze Bałtyckiej i Operze Leśnej 8 000 widzów, a w 2024 było ich już 12 000. W ciągu tych dwóch lat przybliżyliśmy elitarny gatunek kultury wysokiej dwudziestu tysiącom ludzi, którzy przychodzą do nas często prosto z plaży, są po raz pierwszy na operze i otwierają usta z zachwytu. Opera Leśna zasługuje na to, aby prezentować w niej nie tylko festiwale muzyki pop, imprezy regionalne i kabaretony, ale i gatunek, dla którego w ogóle powstała, jak sama jej nazwa wskazuje.
Czy łatwiej było zorganizować drugą odsłonę?
Rok temu, wskutek zmian politycznych w Polsce, pojawiły się niespodziewanie trudności. Trzykrotnie zmieniły się osoby zarządzające Ministerstwem Kultury, Sztuki i Dziedzictwa Narodowego. Z obecną Minister Kultury, panią Hanną Wróblewską, spotkaliśmy się dopiero w grudniu 2024 roku, ale uzyskaliśmy oczekiwaną deklarację wieloletniego finansowania Festiwalu. Przedtem pozyskaliśmy koncern Orlen jako mecenasa Baltic Opera Festival na najbliższe trzy lata. Cieszymy się stałym wsparciem marszałka województwa pomorskiego, pana Mieczysława Struka. Stworzyliśmy unikatowy komitet honorowy, do którego należą ważne osobistości z kręgów politycznych i dyplomatycznych. W pierwszym roku byli to prezydenci Polski i Niemiec, teraz marszałek polskiego Sejmu, pan Szymon Hołownia, oraz była wieloletnia prezydentka Bundestagu, prof. Rita Süssmuth, i legendarny przywódca Solidarności Lech Wałęsa. Bardzo wysoko stawiamy poprzeczkę co do naszych obsad, co było widać i słychać w dwóch dotychczasowych produkcjach: Latającym Holenderze i Turandot. Zbyt wcześnie byłoby mówić, jakie tytuły planujemy na trzecią odsłonę, ale zapewniam, że są „mocne” i z udziałem świetnych wykonawców. Staram się być dobrej myśli, choć kierownictwo artystyczne Festiwalu bywa stresujące.
Co jest w tym wszystkim najtrudniejsze?
To, że próbuje mi się narzucić „polski” model pracy, zgodnie z którym artystów kontraktuje się na parę miesięcy do przodu, podpisując umowy czasem w dniu występu Dopóki osoby odpowiedzialne w Polsce za kulturę nie zrozumieją, że należy angażować wykonawców na kilka lat do przodu, dopóty będziemy zmuszeni uprawiać „partyzantkę”, co jest frustujące. W obecnej sytuacji geopolitycznej współpraca między krajami nadbałtyckimi, oczywiście z pominięciem Rosji, jest bardzo ważna dla Polski. A nasza impreza nosi nazwę Bałtycki Festiwal Operowy. Już teraz występują u nas artyści z krajów nadbałtyckich, planujemy też współpracę z różnymi festiwalami i teatrami w krajach skandynawskich. Jesteśmy w stanie pokazać wysoką jakość, pod warunkiem, że nie wystawia się nas i wykonawców na próbę przez ciągłe odwlekanie decyzji instytucjonalnych. Przez to wyczekiwanie i związaną z tym niemożność zakontraktowania straciliśmy już wiele gwiazd sceny operowej. Oprócz wysokiego poziomu kolejną naszą zaletą jest przystępność. Ceny biletów na nasze spektakle, nawet w złotówkach, nie są tak wysokie jak te w euro podczas Bayreuther albo Salzburger Festspiele. Przy tym każde jedno z naszych przedstawień gromadzi do 5 000 widzów. Nie ma na świecie wielu takich imprez, a w naszej części Europy w ogóle ich brakuje.
Jakie masz dalsze artystyczne plany?
Zaśpiewam Borysa Godunowa w Amsterdamie, co będzie dla mnie wielkim przeżyciem, tym bardziej, że od lutego 2022 roku mamy mniej lub bardziej oficjalną cenzurę na wykonywanie muzyki rosyjskiej w Polsce. Bardzo mi to doskwiera, bo sam nagrałem płytę z pieśniami Rachmaninowa i Mussorgskiego. Zaprezentuję je podczas koncertu solowego z pianistą Lechem Napierałą w Operze Wiedeńskiej 26 marca 2025 roku. To już mój drugi recital solowy w Wiener Staastoper. Wykonam też utwory „ojca opery ukraińskiej” Mikoły Łysenki oraz Pieśn i tańce śmierci Modesta Mussorgskiego. Ten kompozytor był absolutnie antyreżimowy i jestem pewien, że gdyby żył, sprzeciwiłby się tej okrutnej wojnie i temu strasznemu dyktatorowi za naszą wschodnią granicą. W programie będą też Wesendonck Lieder Richarda Wagnera. Podobny repertuar zaprezentuję 22 stycznia w Filharmonii w moim rodzinnym mieście Łodzi.
Dziękuję za rozmowę.
Jolanta Łada-Zielke