U-Booty - podwodny wyścig zbrojeń w czasie II wojny światowej
Przebywanie pod wodą dłużej niż na to pozwala pojemność płuc, tak jak unoszenie się w przestworzach, od zawsze było marzeniem człowieka. Rozmyślał o tym już Arystoteles, a pierwsze podwodne próby nakazał Aleksander Wielki w III w. p.n.e. Jednak dopiero skonstruowane w XVIII w. mini łodzie, poruszające się dzięki ręcznie napędzanym śrubom, umożliwiły kilkunastominutowe przebywanie pod wodą.
Naprawdę era łodzi podwodnych rozpoczęła się pod koniec XIX w. w USA wraz z wynalezieniem akumulatorów i motorów elektrycznych, a gdy zbudowano torpedę (1864 r.), stały się śmiertelną bronią. Pierwszy okręt podwodny, U1, niemieckiej marynarki cesarskiej zwodowano w 1906 r., ale w czasie I wojny światowej to brytyjska Royal Navy i francuska Marine Nationale miały dwa razy więcej okrętów podwodnych niż Niemcy. Poza tym z 374 niemieckich U-Bootów 180 zatopiono w czasie walk, a pozostałe Niemcy musieli po wojnie przekazać aliantom.
Polska również, od czasu odzyskania niepodległości, nie zaniedbała Marynarki Wojennej. Zlecono budowę 45 okrętów podwodnych, ale z powodów finansowych wybudowano we Francji i Holandii tylko pięć jednostek. Służyli na nich przede wszystkim marynarze i oficerowie wyszkoleni w marynarce zaborców. Wojenne losy okrętów potoczyły się różnie. Jesienią 1939 r. trzy polskie statki zostały internowane w Szwecji, a dwa, ORP „Orzeł” i ORP „Wilk”, mimo braku map, przedostały się do Wielkiej Brytanii,
Wataha wilków
Na początku II wojny światowej to Związek Radziecki dysponował największą na świecie flotą podwodną, a Niemcy mieli jedynie 57 okrętów, niemniej jednak naczelny dowódca marynarki niemieckiej, admirał Karl Dönitz, postawił na U-Booty. Okręty w liczbie 1100 jednostek, wcielonych do służby w latach wojny, budowano głównie w stoczniach w Gdańsku, Elblągu i Gdyni, w których pracowało ok. 44 tys. ludzi, z czego 1/3 stanowili pracownicy przymusowi lub więźniowie KZ Stutthof. Okręty działały najczęściej na północnym Atlantyku. Niemcy próbowali tam odciąć Wielką Brytanię od dostaw surowców i żywności. Konwoje z USA i Kanady zaopatrujące Wyspy były atakowane przez niemieckie U-Booty, grupowo i najczęściej o zmierzchu, dlatego Anglicy nazywali je „wolfpack” – wataha wilków.
W latach 1939–1941 Anglicy ponieśli na morzu wielkie straty, gdyż łodzie wroga, których załogi składały się od 28 do 50 marynarzy i 4 oficerów, wyposażone średnio w 14 torped, zatopiły w tym okresie 1125 statków o pojemności około 5,3 mln BRT. Do roku 1945 Niemcy zatopili przeszło 3000 jednostek brytyjskich, przyczyniając się tym samym również do ich ogromnych strat w ludziach. U-Booty okazały się super bronią tamtych czasów. A na dodatek uśmiechnięci, czyści marynarze nadawali się lepiej do celów propagandowych niż zmarznięci, zmęczeni i brudni żołnierze z frontu wschodniego.
W walkę z „podwodną watahą”, nie licząc się z kosztami, zaangażował się osobiście Wilson Churchill. Pierwszym krokiem na tej drodze był zakup kilkuset amerykańskich samolotów typu Catalina, które zaczęły towarzyszyć morskim konwojom z Ameryki. Samoloty te uniemożliwiały łodziom wypłynięcie na powierzchnię. Zatopiły 204 U-Booty. Następnym krokiem było zastosowanie radarów i sonarów ASDIC. Niewiedza Niemców o tym, że Anglicy deszyfrowali wiadomości wysłane przez Enigmę, przyczyniła się również do ich klęski. I tak po 1943 roku Niemcy ze ścigających stali się ściganymi. Odpowiedzieli na tę sytuację stosując tzw. chrapy (rury zaciągające powietrze z powierzchni dla załogi i dla silników dieslowskich). Ówczesny napęd elektryczny na akumulatory ograniczał czas przebywania pod powierzchnią wody, który chrapy znacznie wydłużyły. Jednocześnie pływające po Atlantyku okręty podwodne przebywające na wodzie średnio 50 dni zaczęto zaopatrywać w paliwo i w prowiant przez tak zwane „statki krowy”, tak że miesiącami nie musiały zawijać do portu i atakowały alianckie statki wojenne i handlowe u brzegów USA, Brazylii i Afryki Zachodniej.
Okręty podwodne w Bawarii
Wojna prowadzona była na wszystkich morzach, także na Morzu Czarnym, do którego Niemcy mieli odcięty dostęp, gdyż alianci kontrolowali Cieśninę Gibraltarską, a neutralni Turcy blokowali Bosfor. Kuriozalnym aspektem był transport floty morskiej, w tym też okrętów podwodnych, przez Bawarię. W latach 1942–1944 statki z Kilonii trafiały przez Łabę do Drezna, tam częściowo je demontowano, przeładowywano na niskopodwoziowe przyczepy i w tempie 8 km/godz. non stop przez 2 dni i dwie noce zablokowaną autostradą przewożono do Ingolstadt. Transportowi temu towarzyszył konwój 600 osób, od inżyniera do zwykłego policjanta z drogówki. W Ingolstadt przeładowano jednostki na pontony i spławiano Dunajem do Rumunii. W 1944 roku po wkroczeniu wojsk radzieckich do Rumunii Niemcy zatopili swoje statki, aby nie dostały się w ręce wroga. Marynarze, którzy trafili do niewoli tureckiej, zostali przekazani Amerykanom, a ci internowali ich latem 1946 roku, umieszczając w byłym obozie koncentracyjnym w Dachau.
Czapka niewidka
W sierpniu 1944 roku na kanale La Manche niespodziewanie zostały zatopione 4 alianckie jednostki. Zagadkę ich zniszczenia rozwiązano przeszło 50 lat później, gdy odkryto niemiecki wrak U-480 pokryty opaninem – 4-milimetrową gumą. Izolacja ta uniemożliwiała wykrycie tego okrętu przez radar lub sonar. Nad konstrukcją tego typu łodzi pracowały obie strony konfliktu, ale Niemcom jako pierwszym udało się tę technologię zastosować. Badania nad doskonaleniem technik związanych z niewykrywalnością i niewidocznością obiektów jest wciąż ważnym aspektem przemysłu zbrojeniowego, nad którym pracuje się m.in. w fabryce samolotów i helikopterów Airbus w Bawarii.
Nowe technologie
Niektóre U-Booty walczące podczas II wojny światowej były wyposażone w mini śmigłowce, w których obserwator unosił się na wysokość 800 metrów i kontrolował horyzont. W razie alarmu łódź zanurzała się w ciągu 20 sekund, ale obserwatora pozostawiano bez osłony. Japończycy, którzy ściśle współpracowali z Niemcami, wybudowali w tym czasie okręty podwodne z hangarami dla samolotów, czyli podwodne lotniskowce. Ich jednostki omijały wszelkie blokady wokół Afryki, dostarczając nazistom cenne surowce.
Niemcy za to eksportowali swoją technologię do Japonii. W lutym 1944 r. U-864 transportujący najnowsze konstrukcje, wybitnych inżynierów i 67 ton metalicznej (płynnej) rtęci, przegrał bitwę podwodną z angielskim okrętem podwodnym. Była to jedyna w tym czasie bitwa podwodna, podczas której zanurzony okręt zatopił inną zanurzoną łódź. Rtęć w metalowych butelkach spoczywa do tej pory na dnie Morza Północnego i stanowi, wraz z ładunkiem tysięcy innych wraków, tykającą bombę ekologiczną.
Jolanta Helena Stranzenbach