Apostoł Prusów i piastowska koronacja
Kościół pod wezwaniem św. Wojciecha w Świętym Gaju, fot. Jerzy Necio.
Nie samolot, nie gwar uliczny i nie szybkie zwiedzanie dyktowane chęcią ujrzenia świata zapoznanego uprzednio w Internecie, a wypełnione głębokimi jeziorami, lesiste krainy potrzebne do podróży w czasie – oto krajobraz, który zdecydował o insygnium rozpatrywanym dziś, po upływie tysiąclecia, jako znak suwerenności.
Królewska korona – charyzmat i atrybut państwowości – pojawiła się Gnieźnie, wieńcząc w widoczny „wszem i wobec” sposób proces tworzenia monarchii Piastów. Uroczystość odbyła się w katedrze stołecznego grodu w 1025 roku (najprawdopodobniej na Wielkanoc – 18 kwietnia 1025 r. ). Ewolucja władzy i granic księstwa Mieszka I i jego syna – Bolesława zwanego Chrobrym zmierzała wprost do finału w postaci aktu koronacji. Brzmi to jak legenda.
W rozedrganym świecie, który na przekór swoim realnym zachowaniom lubi deklarować skłonność do racjonalizmu, należałoby właśnie bez uprzedzeń, kierując się obiektywizmem, spojrzeć na wagę owego doniosłego rytu-symbolu. Okaże się wówczas, że uwidocznione przed dziesięcioma wiekami i zakończone sukcesem dążenie do wykształcenia się królewskiego majestatu w Polsce promieniowało przez następne stulecia nieprzerwanie, a nawet jeśli Polska dzieliła się lub zanikała, to przecież ciągle pozostawała zakorzeniona w świadomości jej mieszkańców Corona Regni Poloniae.
Tablica z mapą Pieszego Szlaku Św. Wojciecha, Święty Gaj, fot. Jerzy Necio
*******
W kontinuum wydarzeń prowadzących do intronizacji Bolesława I Chrobrego, a w chwilę potem także do intronizacji jego następcy – Mieszka II (najprawdopodobniej w Boże Narodzenie 1025 r.), rolę fundamentalnej persona dramatis odegrał czeski biskup i dramatis personae w postaci Prusów. Przypomnijmy: Wojciech Sławnikowic przybył do Gniezna z dużym bagażem doświadczeń życiowych i duchowych. Centrum piastowskiego państwa nie stało się dla niego żadną przystanią, okazało się raczej punktem startu do ostatecznej i rodzącej historyczne konsekwencje misji. Droga zamykająca jego doczesny żywot rozpoczęła się w 997 r. Gdy znalazł się już w kraju Prusów, został zamordowany. Nie zdołał nawrócić na chrześcijaństwo nadbałtyckich pogan, ale uznany za męczennika i wkrótce kanonizowany stał się pierwszym polskim świętym. W roku 1000 do jego grobu pielgrzymował cesarz Otton III, przy okazji czyniąc z Gniezna arcybiskupstwo i udzielając Chrobremu zgody na koronację. Ów zjazd, będący także kościelnym synodem i spotkaniem elit państwa wczesnopiastowskiego na terytorium własnej domeny z pierwszym europejskim dworem, nie byłby możliwy, gdyby nie orędownicza podróż Wojciecha-Adalberta. Dzięki niej praski biskup stał się apostołem Prusów, a jego śmierć utorowała drogę do królewskiej ceremonii w Polsce.
Tablica informacyjna przed kościołem w Świętym Gaju, fot. Jerzy Necio
*******
Jak wyglądała wiara plemion pruskich, skoro przyczyniła się do głośnego męczeństwa? Za autorytet w tej kwestii posłużyć może krzyżacki dziejopis – Piotr z Dusburga. Żył, co prawda, trzy wieki później, ale biorąc pod uwagę archaiczność i niezmienność pruskiej duchowości, można dać wiarę zapisowi zakonnego skryby. Odnosząc się do religii Prusów, odnotował: Prusowie nie znali pojęcia Boga. A ponieważ byli ludźmi prostymi, nie potrafili wyobrazić go sobie w umyśle [i ponieważ nie znali liter] , w ogóle nie mogli się o nim dowiedzieć z pism. (…) Za święte uważali gaje, pola i wody tak bardzo, iż nie odważali się w nich wycinać drzew ani uprawiać ziemi, ani łowić ryb. Dusburg prostymi słowami, bardzo zwięźle i, co oczywiste, zgodnie z umysłowością średniowiecznego mnicha scharakteryzował pruskie sacrum oraz podkreślił różnice pomiędzy światem chrześcijańskim a pogańskim. Stąd możemy przyjąć, że misjonarski zapał biskupa Wojciecha musiał spotkać się na pruskiej ziemi co najmniej z niezrozumieniem, obojętnością albo – jak się okazało – z agresją. Gdzie można zatem realnie doszukać się miejsca, w którym doszło do zabójstwa zaprzyjaźnionego z Ottonem III czeskiego kapłana będącego zarazem wysłannikiem Bolesława Chrobrego?
*******
Tablica poświęcona Św. Wojciechowi umieszczona przed wejściem do kościoła w Świętym Gaju, fot. Jerzy Necio
Niepokaźnych rozmiarów wieś – Święty Gaj – znajduje się niedaleko Elbląga. W odległości kilkunastu kilometrów od osady przebiega trasa Warszawa – Gdańsk. Blisko stąd do jeziora Drużno, Żuław i wyniesionego pagórkowatego terenu zamieszkałego niegdyś przez Pomezanów i Pogezanów. Terytoria obu tych plemion stanowiły w średniowieczu zachodnie peryferie Prus. Można było wniknąć w te okolice – podobnie jak Wulfstan – wpływając z Zalewu Estyjskiego (Wiślanego) do emporium handlowego Truso. Wydaje się najbardziej prawdopodobne, że właśnie drogę, wspomnianego przed chwilą anglosaskiego żeglarza z IX w., powtórzył Wojciech, udając się z Gdańska na pruski brzeg. Miejsca pobytu misjonarza doszukiwano się również w innych częściach Prus, ale chyba najwięcej argumentów przemawia za lokalizacją wydarzeń z 23 kwietnia 997 r. w pobliżu Świętego Gaju. Prusowie napadli na Wojciecha i przebili włóczniami, ponieważ prowadził nauczanie w sferze objętej ich sacrum.
Kto by przypuszczał, że na północnym zachodzie województwa warmińsko-mazurskiego zderzyły się przed wiekami, w sposób tak historycznie doniosły i obfity w konsekwencje, odmienne sposoby pojmowania świętości?
Jerzy Necio to historyk zainteresowany przeszłością dawnych Prus (autor studium poświęconego Herkusowi Monte), regionalnymi dziejami Warmii i Mazur oraz dwudziestowieczną historią Polski. Publikował w wielu periodykach, m.in. w niezależnym olsztyńskim miesięczniku „Debata”, w „Przeglądzie Geopolitycznym”, „Studiach Politologicznych”