Paschalny dynamizm
„A pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: „Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono”. Wyszedł wiec Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu” (J 20,1-4).
W tej relacji nie ma duchowego paraliżu, rezygnacji, załamanych rąk, pogrążenia się w żałobie i tragizmie śmierci, jak to na ogół bywa, gdy umiera ukochany człowiek. Nie, tu jest ruch, pośpiech, bieganina, a nawet rodzaj sportowej rywalizacji.
Jest jeszcze ciemno, Maria jest u grobu – i tu wieje smutkiem i żałobą. Ale gdy dostrzega odwalony od grobu kamień, natychmiast biegnie w pośpiechu do Piotra i Jana, by im przekazać ten niewyjaśniony fakt. Ci dwaj zaś pędzą do grobu jak na wyścigach. Jan, będąc młodszym, wyrywa się do przodu i w tym wielkanocnym maratonie wygrywa – jest pierwszy. Ale nie wchodzi do grobu, daje pierwszeństwo Piotrowi.
Zdrowa rywalizacja
Piotr – pierwszy papież – przegrywa „wielkanocny wyścig”, jest drugi „na mecie”. Pierwszym przy pustym grobie jest uczeń, którego Jezus szczególnie kochał. Te specyficzne zawody można zinterpretować tak: Z samego faktu, że ktoś piastuje różne urzędy i funkcje w Kościele, nie wynika jeszcze, że jest lepszym i bardziej gorliwym chrześcijaninem, że ksiądz, diakon, biskup i papież posiadają większą godność od innych lub cechuje ich większy dynamizm. Z zasady jest bowiem tak, jak mówi św. Jan: ten, kto kocha, jest szybszy, kto jest prawdziwie kochany, jest pierwszy. Ten, któremu tęsknota i szukanie leżą na sercu, szybciej dojdzie do Chrystusa, ten którego duchowe wnętrze napędzane jest miłością, jest bardziej żywotnym chrześcijaninem.
Biskup Grzegorz Ryś (dziś kardynał) tak interpretował kiedyś ów bieg do grobu Jezusa: „Kościół w tym tekście widział symbole charyzmatu i urzędu. Jan jest uczniem miłości, a miłość to inne imię charyzmatu. Charyzmat zazwyczaj dobiega szybciej niż urząd. Gdy XIII-wieczny Kościół zderzał się z potężnym grzechem własnym, pierwszym, który znalazł odpowiedź, nie był Innocenty III, lecz Franciszek. Ale charyzmat potrzebuje urzędu. Wiara Piotra jest potrzebna Janowi, który nie uciekł spod krzyża, jest charyzmatykiem, umiłowanym uczniem. Ale on potrzebuje wiary człowieka, który zaparł się Jezusa, zwiał spod krzyża i przepłakał noc” („Gość Niedzielny” z 24.04.2011, s.88).
Św. Jan w obrazie biegu do grobu chce nam powiedzieć: Trzeba być dynamicznym, konkurować, współzawodniczyć, ale nie tak, by nie liczyć się z tymi, co w imieniu Chrystusa pełnią posługę władzy w Kościele, z papieżem i biskupami, z duszpasterzami. W tym wszystkim konieczna jest współpraca i dialog, czasem zatrzymanie się i czekanie na decyzję. Ale to nie zmienia faktu, że wszyscy chrześcijanie tak duchowni jak świeccy są równi sobie i w taki sam sposób „duchowymi sportowcami” współzawodniczącymi w zmaganiach o głębszą i bardziej misyjną wiarę, o dynamizm ewangelizacji, o lepszy świat.
Wielkanoc – to życie, ruch, przemiana, odnowa
Wielkanoc jest wydarzeniem, które wstrząsa i porywa, zrywa na nogi, leczy, ma coś z fitnessu, dynamizuje. Wielkanoc wzywa do nowości życia, do odnowy i reform. Nic nie ma pozostać przy starym. To prawdziwa rewolucja. Pojawia się Nowe, ku któremu trzeba wyjść, dać się pochwycić i przemienić. Nie przystoi bierność, ospałość, zasiedzenie, trzeba wyruszyć i zacząć szukać… przede wszystkim Zmartwychwstałego Pana – we własnym życiu i w świecie!
Niestety chrześcijaństwo dzisiejsze – zdaniem wielu – nie przejawia pełnej żywotności, zastygło w odziedziczonych formach. Przykładowo: wielu uczestnikom niedzielnej liturgii nie zależy na tym, by swą wiarę wyrazić w modlitwie i śpiewie, w różnych znakach angażujących wszystkie zmysły. Ważniejsze jest, by wszystko skończyło w 45 minutach. Konkretny przykład: w parafii, w której od początku jej istnienia nie dostrzegano potrzeby używania podczas Mszy św. dzwonków, zakupiłem takowe przed Wielkanocą. Ich użycie po raz pierwszy na Gloria w Wielki Czwartek wywołało u niektórych parafian zdenerwowanie i krytykę: „Nie zasypiamy w czasie Eucharystii, by trzeba nas budzić dzwonkami!”. Duch Zmartwychwstania takich zrzędów jeszcze nie dotknął! Nieważne, by w spotkaniu z Jezusem ożywić to, co uśpione, zaczerpnąć nowe pomysły i ewangelizacyjną energię; ważniejsze, by nie wypaść z tradycyjnych, przetartych kolein i mieć swój „święty spokój”. Nieważny zapał, inicjatywność i fantazja, które mogą zapłonąć, gdy się jest przy Zmartwychwstałym, ważne, by trzymać się wiernie skostniałego rytu i suchych kościelnych przepisów dalekich od problemów codzienności. Nie mają znaczenia przeżycie, emocje, uczucia, lecz bezpieczny dystans. Potwierdzenie własnych pastoralnych doświadczeń znajduję w słowach papieża Franciszka,który mówi o „największym zagrożeniu, jakim jest szary pragmatyzm codziennego życia Kościoła, w którym pozornie wszystko postępuje normalnie, podczas gdy w rzeczywistości wiara się wyczerpuje i stacza w miernotę. Rozwija się psychologia grobu, która stopniowa zamienia chrześcijan w muzealne mumie. Rozczarowani rzeczywistością, Kościołem lub samym sobą, przeżywają nieustanną pokusę przywiązania do słodkawego smutku bez nadziei, który opanowuje serce jako „najtęższy z eliksirów złego ducha” (Evangelii gaudium, nr 82-83).
Chrześcijaństwo o takim profilu zapomina, że swój początek ma w Zmartwychwstaniu. Idzie zatem o odpowiedź na „Bożą pobudkę” i apel do powstania z letargu, do ożywienia wspólnoty parafialnej, do nowej ewangelizacji, do „rewolucji” przeciwko nędzy i śmierci w świecie, przeciw modernistycznym obłędnym ideologiom i lewackim trendom odrzucającym fundamentalne wartości a zagrażające rodzinie i życiu człowieka od poczęcia do ostatniego oddechu i bicia serca; idzie o Życie, które nie może być uśmiercane przez nic, przez żadne prawo i przez nikogo. Chodzi w tym wszystkim także o pośpiech, o szybsze tempo. Bo już i tak ludzkość się spóźniła. W końcu idzie o konkurowanie w szukaniu metod, jak ożywić chrześcijaństwo, o zaangażowanie i dynamikę, która zdolna jest innych wyprzedzić, jakby chodziło o złoty medal na Olimpiadzie.
Oczywiście nie wszystko jest tak, jak w sporcie. Naszej żywotności nie zawdzięczamy sobie samym. Chrystus, ukrzyżowany i zmartwychwstały, jest tym, który stoi za wszystkim, przed wszystkim i we wszystkim, co czynimy. To On jest źródłem i mocą wszystkich planów, przedsięwzięć i dokonań. On naszą Witalną Siłą, naszym Dynamizmem. To ON – nasze Święto i Świętowanie – bez końca!